365 DNI – ŁEZ KRWI NADZIEJ- Historia Konfliktu

Minął rok od początku konfliktu zbrojnego między Rosją i Ukrainą. Przez ten czas 15 milionów osób musiało opuścić swoje domy, szukając schronienia przed wojną. Prawie 6 mln osób jest wewnętrznie przesiedlonych, a ponad 9 mln uciekło do innych krajów, w tym ponad 7 mln do Polski. Wiele rodzin nadal mieszka w rejonach, gdzie toczą się walki, w zniszczonych domach, gdzie nie ma bieżącej wody i elektryczności. Efektem konfliktu jest ogromne cierpienie tych wszystkich, którzy musieli zostawić swój dorobek życia i rozdzielić się z członkami rodziny. Takiej skali wysiedlenia Europa nie widziała od dziesięcioleci.

Ale tak na prawdę ten konflikt rozpoczął się wiele lat temu , jest to tylko apogeum tego co działo się na terenie Ukrainy od wielu lat . Atak Rosyjskiego Imperatora na teren Ukrainy 24 Lutego 2022 r , jest pokłosiem tego co trwało już kilka lat . Historia Ukrainy w latach 2014-2023 jest burzliwa. Ukraina znajduje się w bardzo niekorzystnym położeniu geopolitycznym. Granicząca z nią Rosja od dawna destabilizowała kraj, lecz imperialna polityka Kremla wielokrotnie spotykała opór. Majdan w Kijowie, aneksja Krymu i wojna w Donbasie stanowią ważne elementy historii konfliktu rosyjsko-ukraińskiego.

Majdan: początek „ukraińskiej wiosny”


W czasie trwania szczytu Partnerstwa Wschodniego Unii Europejskiej w Wilnie, odbywającego się w dniach 28–29 listopada 2013 roku, prezydent Ukrainy Wiktor Janukowycz miał podpisać umowę stowarzyszeniową, ale w ostatniej chwili wycofał się z wcześniej podjętej decyzji. Prawdopodobnie postępowanie Janukowycza wynikało z silnej presji polityczno-gospodarczej wywieranej przez Kreml, ale w opinii publicznej nie znalazło ono usprawiedliwienia. Rezygnacja z podpisania umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską stała się przyczyną kryzysu politycznego w Ukrainie.
Czara goryczy przelała się jednak w momencie, gdy Janukowycz zrezygnował z podpisania przez Ukrainę umowy stowarzyszeniowej. Prezydent tym samym zlekceważył aspiracje Ukraińców, pragnących stać się częścią Wspólnoty Europejskiej. Wywołało to falę wielomiesięcznych protestów prowadzanych na terenie całego państwa, które zachowały się w pamięci pod nazwą Majdanu lub Euromajdanu. Manifestanci domagali się podpisania umowy z Unią Europejską, ale również zmian politycznych, których głównym postulatem była dymisja Wiktora Janukowycza.

Apogeum protestów na Majdanie nastąpiło między 18 a 20 lutego 2014 roku. Bezpośrednią przyczyną owych wydarzeń była decyzja przewodniczącego Rady Najwyższej Ukrainy – Wołodomyra Rybaka, który nie dopuścił do przywrócenia konstytucji z 2004 roku. Ustawa zasadnicza gwarantowałaby wprowadzenie systemu parlamentarno-prezydenckiego, który ograniczałby władzę Wiktora Janukowycza. W ramach sprzeciwu, protestujący spod Majdanu ruszyli w kierunku parlamentu, gdzie już czekały uzbrojone jednostki Berkutu. W ciągu tych kilku dni doszło do krwawych starć z demonstrantami.

Aneksja Krymu


Po upadku Janukowycza i dymisji jego popleczników, parlament powołał nowego przewodniczącego, którym został Ołeksander Turczynow. Nastąpiły poważne zmiany w rządzie, które przyczyniły się do wzrostu tendencji separatystycznych na półwyspie krymskim.
W 1992 roku pod naporem Kijowa zadecydowano, aby Krym pozostał w granicach państwa ukraińskiego, ale jako Autonomiczna Republika Krymu. Przeważającą część jego mieszkańców stanowili Rosjanie, którzy sprzeciwiali się postulatom bezpośredniego przyłączenia terytorium do Ukrainy. Głosy sprzeciwu rosyjskiej ludności Krymu i miasta wydzielonego – Sewastopola były zauważalne już w trakcie protestów na Majdanie, ale stopniowo dochodziło do ich radykalizacji.
W chwili, gdy Wiktor Janukowycz opuścił Kijów, na terytorium Krymu zaczęły napływać wojska i siły specjalne. Żołnierze nieoznakowanych formacji wojskowych wczesnym rankiem 27 lutego 2014 roku rozpoczęli szturm na budynki parlamentu oraz rządu Autonomicznej Republiki Krymu w Symferopolu. Po incydencie wywieszono rosyjskie flagi. Strona ukraińska postrzegała to zajście jako akt terroryzmu, którego dopuściła się Rosja. Początkowo Władimir Putin próbował tłumaczyć, że tzw. zielone ludziki to tak naprawdę „przedstawiciele samoobrony rosyjskojęzycznych obywateli Krymu”. W rzeczywistości napastnicy byli żołnierzami rosyjskich sił specjalnych. Ich celem było przejęcie strategicznych punktów na Krymie, aby w rezultacie objąć kontrolą militarną cały półwysep. Systematycznie zajmowano lotniska, węzły drogowe, przeprawy, a także części infrastruktury i wyposażenia armii oraz struktur bezpieczeństwa Ukrainy.

Pełniący obowiązki prezydenta Ukrainy Ołeksander Turczynow 28 lutego oskarżył Rosję o agresję i zażądał od Putina, aby wojska rosyjskie ze skutkiem natychmiastowym zaprzestały prowokacji na Krymie. Kolejnego dnia, czyli 1 marca samozwańczy „premier” Autonomicznej Republiki Krymu, Siergiej Aksinow poprosił Putina o „zapewnienie spokoju i bezpieczeństwa mieszkańcom Krymu”. Rosyjski prezydent natychmiast zwrócił się do Dumy, aby rozpatrzyła wniosek o zatwierdzenie użycia Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej na terytorium Ukrainy w celu „normalizacji sytuacji”. Wniosek prezydenta został przyjęty jednogłośnie. Poczynania Rosji łamały postanowienia memorandum budapesztańskiego, które miały gwarantować Ukrainie niepodległość i integralność terytorialną.

Wojna w Donbasie

W wyniku eskalacji prorosyjskich buntów na terenie Donbasu w kwietniu 2014 roku ogłoszono proklamację autonomicznych Republik Ludowych w Doniecku i Ługańsku. Oznaczało to początek konfliktu zbrojnego, w który zaangażowała się również armia rosyjska. W odwecie 13 kwietnia władze ukraińskie rozpoczęły „operację antyterrorystyczną” (ATO) wymierzoną w separatystów. Akcja okazała się być nieudolna. Część ukraińskich żołnierzy wysłanych na wschodni front poddała się lub dobrowolnie przeszła na stronę separatystów. Kijów pod koniec kwietnia musiał przyznać się do poniesionej klęski. Stracili kontrolę nad częścią obwodów donieckiego i ługańskiego.

W czerwcu 2014 roku obywatele Ukrainy wybrali nowego prezydenta – Petra Poroszenkę, który jako głowa państwa musiał zmierzyć się z destabilizacją panującą w kraju. Fortelem w kryzysie mógł okazać się rozejm zawarty w Mińsku 5 września 2014 roku. Rosja i Ukraina, pod pieczą przedstawicieli Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE), obiecały ze skutkiem natychmiastowym zawiesić broń. Mimo wszystko wojna w Donbasie nadal była kontynuowana. Kolejna próba nawiązania rozejmu z udziałem delegatów Niemiec, Białorusi i Francji nastąpiła 12 lutego 2015 roku. Ponownie doszło do zawieszenia broni, ale tylko w teorii. Jeden z najpoważniejszych kryzysów międzynarodowych podczas wojny w Donbasie miał miejsce właśnie w czasie gwarancji pokojowych. W listopadzie 2018 roku Rosjanie przejęli trzy ukraińskie statki w cieśninie kerczeńskiej, a ich załogi potraktowano jak jeńców.

Wojna w Donbasie łączy się z tragicznym, międzynarodowym epizodem – katastrofą samolotu linii Malaysia Airlines. 17 lipca 2014 roku malezyjski Boeing został zestrzelony nad miejscowością Hrabowe, włączoną do terytorium kontrolowanego przez separatystów. Na pokładzie łącznie znajdowało się 298 osób, nikt z nich nie przeżył. Przeważającą część ofiar stanowili obywatele Holandii. Międzynarodowe śledztwo wykazało, że przyczyną katastrofy była rosyjska rakieta z systemu przeciwlotniczego Buk M1. Najprawdopodobniej doszło do tragicznej w skutkach pomyłki. Siły rosyjskie początkowo przyznały się do winy, aby następnie zrzucić całą odpowiedzialność za katastrofę na wojsko ukraińskie. W tym czasie miał miejsce jeden z największych ataków dezinformacyjnych w historii Ukrainy i być może świata. Opłacani przez Rosję tzw. trolle internetowi zamieścili w ciągu zaledwie 3 dni ponad 111 tysięcy tweetów posądzających Ukrainę o atak na samolot.

Trudny przeciwnik

W 2019 roku w Ukrainie przeprowadzono wybory prezydenckie. W drugiej turze przeważającą liczbę głosów zdobył Wołodymyr Zełenski, z wykształcenia prawnik, ale z pasji komik, aktor oraz tancerz.

Prezydent Rosji nie zamierzał debatować i nie zrezygnował z działań militarnych na południu Ukrainy. Sytuacja zaczęła robić się niebezpieczna na przełomie marca i kwietnia 2021 roku. W tym czasie na Krymie, wzdłuż ukraińskiej granicy, doszło do koncentracji olbrzymiej liczby rosyjskich wojsk. Z obserwacji Stanów Zjednoczonych oraz Unii Europejskiej wynika, że mogło stacjonować tam nawet 100 tysięcy rosyjskich żołnierzy. Naciski Zachodu sprawiły, że Putin wycofał wojska, a ich obecność tłumaczył ćwiczeniami. Sytuacja między Ukrainą i Rosją robiła się coraz bardziej napięta, zwłaszcza, że aspiracją Zełenskiego było wprowadzenie swojej ojczyzny do NATO. Rosja uznała działania nowego prezydenta Ukrainy za zagrożenie integralności państwa, uważając Ukrainę za element Federacji. Putin nie zdawał sobie sprawy, że niemający za sobą kariery politycznej i doświadczenia Zełenski będzie dla niego tak poważnym przeciwnikiem.

W nocy 24 lutego 2022 roku Władimir Putin wydał rozkaz ataku na Ukrainę.
O 5:00 rano czasu wschodnioeuropejskiego (4:00 rano czasu polskiego) 24 lutego 2022 roku Rosja zbrojnie zaatakowała Ukrainę.

Mariupol: 23 dni w piekle. Moja historia

O tym, jak przeżyli, co jedli i gdzie ukrywali się w oblężonym Mariupolu

… Przywarliśmy do siebie w ciasnym korytarzu w rodzinnej  chruszczowce (małe mieszkanie w bloku budowane w czasach Chruszczowa). Jest nas troje: mama, tata i ja. Huk nadlatującego samolotu sprawił, że kuliłam się na podłodze i modliłam. Pierwsza eksplozja. Dom się zatrząsł. Drugi. Łomot do drzwi i dźwięk tłuczonego szkła. Rodzice zakryli mnie sobą, łzy płynęły strumieniem, prawa ręka drżała zdradziecko, a głowa waliła: „Czy to naprawdę koniec? Czy to jest koniec?”…

Urodziłam się i wychowałam w Mariupolu. W wieku 17 lat przeniosłam się do Kijowa, ale w rodzinnym mieście z reguły spędzałam wakacje. W połowie lutego spakowałam walizkę i pojechałam nad morze „leczyć nerwy”. Wylądowałam więc w Mariupolu, gdzie spędziłam najstraszniejsze dni mojego życia, z których 23, to były dni pod ziemią.

Wojna. Początek

W nocy 24 lutego miałem sen: miasto było otoczone, panika i strach były wszędzie. Autobusy do ewakuacji podjeżdżają pod budynki mieszkalne. Słychać wystrzały i salwy ciężkiej broni. Biegam po mieszkaniu w poszukiwaniu dokumentów i nagle się budzę. Kiedy otworzyłem kanał informacyjny, już wiedziałem, jakie nagłówki zobaczę. „Dlaczego po prostu nie wyszłaś? Dlaczego zostałaś w Mariupolu? – Zapytają mnie później. Nie wierzyłem, że sen będzie jawą.

W pierwszych dniach Mariupol był pozbawiony napięcia – linie wysokiego napięcia zostały przerwane. Łączność komórkowa działała, ale wkrótce zniknęła. Nocą ulice pogrążały się w ciemności, ogrzewanie było wyłączone – spaliśmy w futrach i owijaliśmy się kocami. Później nie było wody i gazu. Szabrownicy wypełzali ze wszystkich dziur: rabowali sklepy, apteki, kioski. Wszystko, gdzie można było coś ukraść. Wynosili piłki sportowe, futra, kule. Żywność wywozili wózkami, bagażniki zapakowywali po brzegi. Magnetyczne metki były zrywane z ubrań na ulicy, bez wahania. Na rolecie ochronnej jednej z aptek ktoś, odwołując się do sumienia, napisał czerwonym markerem: „Ludzie, tu jeszcze będziemy mieszkać”.

Mariupol jeden z bloków

Jedzenie było gotowane na ogniu. Już wtedy dziedzińce Mariupola przypominały żywą scenerię do filmów o apokalipsie. Najdłuższe kolejki ustawiały się po wodę, nadal był targ hurtowy, na którym można było kupić warzywa, owoce i sery. Nigdzie nie było chleba.

Ci, których okna jeszcze ocalały, wyklejali z taśmy klejącej krzyże. I ktoś zaufał Bogu i umieścił ikony na balkonach. Syreny wyły przez kilka dni bez przerwy. A potem zamilkły. Na zawsze. 9 marca Rosjanie zrzucili bomby lotnicze na piąty budynek PSTU (Pryazowski Państwowy Uniwersytet Techniczny), dwieście metrów od naszego domu. To właśnie te eksplozje przeżyliśmy, kiedy chowaliśmy się na korytarzu. Fala uderzeniowa była tak silna, że wybiła okna w wejściu, a w sąsiednim domu z framug wyrwała balkony. Postanowiliśmy spędzić noc w schronie przeciw bombowym.

Pod ziemią

Zaduch, wąskie korytarze i całkowita ciemność. W schronie było tak dużo ludzi, że ciężko było oddychać. Starsi mężczyźni leżeli na stołach, młodsi podpierali ściany lub siadali na pudłach. Nie mieliśmy wystarczająco dużo miejsca. Powrót do mieszkania był straszny, instynkt samozachowawczy skłaniał do szukania schronienia. Obeszliśmy wszystkie budynki PSTU, ludzie zajmowali pierwsze piętra i piwnice. Wszyscy wściekli i przestraszeni. Wszędzie nas odrzucano.

Zdesperowani postanowiliśmy wrócić do drugiego budynku i spędzić noc na schodach. Wybiegła nam na spotkanie kobieta i powiedziała, że ​​otworzyli opuszczony schron przeciw bombowy. Wewnątrz – gołe betonowe ściany i podłoga, a także potworny chłód, od którego w żyłach płynęła zimna krew. Nasi sąsiedzi byli rodziną z niepełnosprawną córką. Tata przyniósł dziewczynkę w ramionach, dziecko nie mogło samodzielnie się poruszać. Mama pieszczotliwie nazywała dziewczynę „kotkiem”. Dla „Kotka” i jej rodziców zimna piwnica stała się trzecim schronieniem, uciekli z 23 osiedla w Mariupolu do wuja w „cichym”  centrum, ale i tutaj dogoniła ich wojna.

Z innych budynków przyjechali do ​​nas na „wycieczkę”, mężczyźni od razu sprawdzali, czy nie ma drugiego wyjścia, jeśli główne zawiodło. Żaden z nich nie został. Przestraszeni byli zimnem i brakiem jakichkolwiek warunków. Nie zamykaliśmy oczu przez całą noc. Aby się ogrzać, krążyliśmy w kółko i rozmawialiśmy. Wydawało się, że od tej nocy nie może być gorszej. Nikt z nas nie przypuszczał wtedy, że spędzimy pod ziemią kolejne 22 dni.

Maski gazowe

Nad ranem chłód przezwyciężył strach, wybuchy ucichły – pobiegliśmy do domu. I znowu nalot na centrum miasta. I znowu kulimy się razem w wąskim korytarzu, modląc się do Boga o zbawienie. Śmierć przeleciała obok, ale nie chciałam się już z nią bawić.

Zrozumieliśmy, że nie mamy szans na przeżycie na piątym piętrze ceglanej chruszczowki. Zbierając koce i leżaki, powlekliśmy się z powrotem do schronu. Tym razem mieliśmy więcej szczęścia, ludzie ciągle napływali, a strażnicy z uniwersytetu otworzyli dwa kolejne pomieszczenia piwniczne w pobliżu schronu, połączone wąskim korytarzem. Wzięliśmy pierwszy, który nie miał okien. Maski przeciwgazowe były przechowywane na drewnianych półkach wzdłuż ścian (później nasz przedział nosił przydomek „maski przeciwgazowe”), na ścianach plakaty z czasów sowieckich „uczyły” ich prawidłowego używania. Było nas 15 stłoczonych w dziesięciometrowym pokoju. Czworo dzieci, jedenaścioro dorosłych.

8-letnia Lenoczka z trzema braćmi (najmłodszy miał 10 miesięcy, starsi 13 i 16 lat), mama, tata i babcia zeszli do piwnicy po tym, jak odłamek pocisku uderzył w ich dom i przebił dach nad pokojem dziecięcym. Babcia wtedy tam była. Galina Wasiliewna była w szoku, jej syn wyciągnął ją z gruzów. Uciekli do schronu w PSTU, zabierając owsiankę dla dziecka, dokumenty i torby z rzeczami. Biegli, a kule świszczały im nad głową, kiedy było już zupełnie przerażająco, padali na ziemię pod świerkami.

Pierwsze dni Lenoczka praktycznie nie mówiła. Zobaczyła moją książkę i poprosiła o przeczytanie jej na głos. Siedząc więc w piwnicy i oświetlając książkę latarką, czytałam ośmioletniemu dziecku powieści Balzaka – „Eugeniusza Grande” i „Trzydziestolatkę”. Później wymyśliliśmy dla niej nowe zajęcie – dziewczynka rysowała prostym ołówkiem na ścianie: nowy dom, do którego zabrała „chłopców” (jak nazywała braci) i rodziców, kota Baksika, róże wokół pokoju. Przed wojną zajmowała się tańcem, śpiewem i uczęszczała do szkoły artystycznej. Kiedy minął pierwszy szok, okazało się, że Lenoczka jest żywą i rozmowną dziewczyną, która zdradzała nam rodzinne sekrety.

Ulice Mariupola

Blokada

W powieści, którą czytaliśmy z Lenoczką, surowy ojciec za przewinienie posadził Eugenię Grande na chleb i wodę. W tym czasie nie widzieliśmy chleba od ponad dwóch tygodni. Od początku marca Mariupol znajdował  się w blokadzie. Na początku pomoc humanitarna wciąż napływała do PSTU, dostawaliśmy „okruchy”: raz dwa pudełka pierników i glazurowanych orzechów, innym razem dwie puszki kukurydzy w puszkach z groszkiem, a raz paczkę zamrożonych pierogów i 15 czebureków.

Następnie, aby przeżyć, gotowaliśmy kleik – do wody wrzucaliśmy garść kaszy (raz ryż, drugi raz kaszę jaglaną) lub makaron, trzy ziemniaki, konserwy warzywne. Soliliśmy i polewaliśmy olejem słonecznikowym. Patelnia nie była myta, aby tłuszcz pozostał i nie było nic specjalnego do mycia. Czasem smażyliśmy ziemniaki i naleśniki na mące i wodzie, kilka razy pomagała owsianka ryżowa. Porcje były skromne: w najlepsze dni miska gulaszu, w najgorsze łyżka kukurydzy na osobę. Dzieci lizały talerze, dorośli chudli na naszych oczach. Krążyły plotki, że w sąsiednich piwnicach gołębie są już łapane i zjadane.

Talerze i łyżki były przez nas znalezione na terenie uczelni. Ogień rozpalono najpierw na dziedzińcu, a kiedy ostrzał stał się regularny, na schodach na pierwszym piętrze. Za każdym razem, gdy mężczyźni szli postawić garnek na ogniu, byli błogosławieni.

Starsze dzieci, Iliusza i Gena, prowadziły pamiętnik wojny i zapisywały, co zjedzą, gdy wyjdą z piwnicy.

Woda była na wagę złota. Była uzyskiwana w formie wymiany, była  zdobywana, była bardzo oszczędzana. Gorwodokanał dostarczał ją aż do rozpoczęcia walk ulicznych: ogromne kanistry zostały napełnione wodą, które zainstalowano w „szkle” (w trzecim budynku PSTU). Kilka razy mężczyźni, ryzykując życiem, szli  do parku miejskiego, gdzie biło źródło. Po drodze leżały trupy ludzi z bukłakami – kogoś tak i z wodą nie doczekali się. Z kaloryferów wyciekał rdzawy szlam, służył do mycia rąk. W tym samym celu topiono śnieg.

„Zawsze się dziwiłam, kiedy oglądałam filmy o wojnie, dlaczego mają tak brudne ręce, a teraz sama je takie mam” – mówiła mi mama, starając się wytrzeć poczerniałe od kurzu i sadzy palce.

Połowa mieszkańców została bezdomna

Od domu dzieliło nas jakieś 20 metrów. Z powodu nieustannych ostrzałów moja mama i ja nie wyszliśmy ze schronu, ojciec ryzykując pobiegł do mieszkania nakarmić kota i przyniósł resztki przedwojennych zapasów. Za każdym razem nie wiedzieliśmy, czy jeszcze się zobaczymy. Pewnego dnia nie wrócił. Godzina policyjna już nadeszła, postanowiliśmy jej przestrzegać. „Jesteście zdesperowanymi paniami”, usłyszały później.

Trzy razy wracałyśmy z powrotem. Kiedy serie karabinów maszynowych ucichły, zaczęłyśmy uciekać. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom, wydawało mi się, że wpadłem do gry komputerowej i przechodzę kolejne poziomy. Ostrzelana ulica, wraki spalonych samochodów, zwisające w strzępach druty, wszędzie szkło i fragmenty futryn. Na szczęście zabraliśmy tatę i razem wróciliśmy do schronu. Okazało się, że usłyszał strzelaninę na podwórku i postanowił spędzić noc w mieszkaniu.

Nawiasem mówiąc, to był ostatni raz, kiedy widziałem go w stosunkowo nienaruszonym stanie. Kilka dni później w dachu domu była już dziura, jeden pokój został całkowicie zniszczony, w pozostałych – wszystkie ścianki działowe. rf dokonała darmowego „przeplanowania” i przyłączyła nasze mieszkanie do sąsiada.

Gdzieś w naszych sercach pożegnaliśmy się z mieszkaniem z góry. Codziennie w schronie bombowym słyszeliśmy historie naocznych świadków o tym, jak doszczętnie spłonęły dziewięciopiętrowe budynki z ludźmi, jak z moździerzy ostrzelali z bliskiej odległości stalinki i chruszczowki.

„Zamykam oczy i widzę, jak dom naprzeciwko rozjarzył się jak zapałka. Ludzie z górnych pięter wybiegli na balkony i błagali o pomoc”, „Trzask płotu sąsiada na asfalcie jeszcze grzmi mi w uszach, a zamiast domu są ruiny”. A takich historii są tysiące. „Połowa miasta została zgładzona, połowa została bezdomna” – ze smutkiem stwierdzili nasi sąsiedzi. I wyglądaliśmy w tej sytuacji adekwatnie do stwierdzonego przez sąsiadkę.

Dni w piwnicy były do ​​siebie podobne: ciągły strach, głód, pragnienie i zimno. Spaliśmy na siedząco, dzieci na półkach spod masek przeciwgazowych. Nasze oczy przyzwyczaiły się do ciemności, czasami nie rozumieliśmy, kiedy noc zastąpił poranek. Starzy ludzie nie mogli tego znieść i umierali – ciała były wynoszone na ulicę i pozostawiane na terenie uniwersytetu. Przychodziły mi do głowy makabryczne myśli: lepiej, żeby go od razu mnie zabili, lepiej, aby mnie nie torturowali.

%d blogerów lubi to: