Wczorajszego wieczoru, tj. 25 października w stolicy miała miejsce sytuacja z udziałem dresiarza oraz transpłciowej kobiety.
Nazwijmy tę osobę (A) , wybrała się wieczorem na spacer, a następnie do położonego po drugiej stronie ul. Modlińskiej baru szybkiej obsługi. Kobieta w mediach społecznościowych i wśród znajomych używa wybranego przez siebie imienia, jednak na osiedlu mieszka całe życie i sąsiedzi znają ją pod tzw. Dead name.
Nie szła jednak sama, gdyż śledził ją sprawca, którego imię i nazwisko jest znane redakcji. Sprawca , siedział z kolegami na ławce, jednak ujrzawszy A , zaczął za nią podążać, zaszedł od tyłu i zaatakował. Motyw ataku był jawnie transfobiczny:
Jak mówi redakcji poszkodowana osoba :
Dopiero jak szłam od strony osiedla i za furtką osiedlową , ten idiota mnie zaszedł od tyłu i zaatakował. Pierdolił, że nie będę udawała baby skoro nią nie jestem i że mam skasować swoje zdjęcia ze swojego FB te gdzie jestem sobą– mówi wzburzona A. – Oczywiście cały czas mnie kopał i szarpał się ze mną. Dopiero jak mu rzuciłam, że dobra, skasuję te zdjęcia, to odpuścił i wrócił do swoich koleżków, z którymi siedział chwilę wcześniej na ławce, żłopiąc browara.
Jak redakcja się dowiedziała na szczęście ( A) , nie odniosła poważnych obrażeń. Ale też dziwi postawa osób które widziały całe zdarzenie i nie zareagowały w żaden sposób na sytuację .
Widać wyraźnie, że osoby LGBT+ nie mogą czuć się bezpiecznie nawet podczas zwykłego spaceru. Z tego co wiadomo redakcji jest to nie odosobniony przypadek kiedy osoby LGBT+ są na różny sposób atakowane , czy to fizycznie czy werbalnie przez inne osoby , w nie których przypadkach młodsze od osób które są atakowane .
Redakcja będzie przyglądać się sprawie , nie tylko temu przypadkowi ale też innym tego typu zdarzeniom na terenie Polski . Tym samym zwracamy się do czytelniczek i czytelników o informowanie o podobnych sytuacjach w waszych miastach. Pod adres redakcji [redakcja@glosnews.media ] .
Niektórzy z was pytali mnie, co dalej w sprawie Krzysztofa G.(rędy). Tych, którzy sprawy nie kojarzą, odsyłam tu.
Już mówię:
Nie tak dawno przyszło do mnie pismo z prokuratury. Pięć stron prawniczego bełkotu, przez który ciężko mi było przebrnąć (część jakby żywcem skopiowana z poprzedniego pisma), i dłuuugie niczym Welsh Corgi Cardigan (z ogonem licząc) uzasadnienie. Można je streścić w jednym zdaniu: prokuratura nadal odmawia wszczęcia śledztwa.
Prokuratura uzasadnia, że jesteśmy, wszystkie cztery, w pełni władz umysłowych, i możemy zrobić to sobie same :).
Rzecz jasna, zrobimy. Czekam tylko, aż pozostałe pokrzywdzone osoby również otrzymają swoje pisma.
Moment ataku opisanego w artykule
To nie wszystko. Dzisiaj otrzymałam telefon od jednego z dziennikarzy, którzy pomagali w nagłośnieniu tej bulwersującej sprawy. Otóż asesor Marek K. ,którego podpis widnieje na poprzednim piśmie, jest ponoć znany z takich właśnie decyzji. Innymi słowy, działa zgodnie z linią partii.
Pozostało jeszcze oskarżenie wystosowane w naszym kierunku przez Grędów, ale póki co w tej sprawie cisza.
Będziemy jako redakcja na bieżąco informować, jeśli pan policjant i syn poczynią jakieś kroki.
Od pojawienia się w TVN reportażu dotyczącego skłotu Samowolka, polski leftbook nadał ośmiu gwiazdkom nowe znaczenie: ***** TVN. Również mam lewicowe poglądy, ów reportaż bardzo mnie zbulwersował. Czy jednak oznacza to, że nie należy bronić wolności mediów?
Głoszenie hasła „jebać PiS” nie oznacza wcale, że trzeba popierać PO. Jasne. Tak samo paradowanie w koszulce „TVP ŁŻE” nie jest przyznaniem, że TVN głosi samą krystalicznie czystą prawdę. Dlaczego przypominam tak oczywistą rzecz? Z dwóch powodów.
Po pierwsze, TVN po długiej batalii uzyskało koncesję.
Po drugie, politycy PO wespół z politykami PiS imprezowali radośnie na imprezie u Mazurka, co przypomniało wielu, że polityka to w znacznej mierze spektakl.
I biorąc pod uwagę, że TVP jest stacją PiSowską, a TVN sprzyja PO, to może kwestia koncesji dla TVN nie ma aż takiego znaczenia? Wszak PiS-PO, jedno zło, i tak dalej.
Problem w tym, że wielu „tró lewaków”, od „dźwigów” po niektórych anarchistów postanowiło pokazać swój dystans wobec „POPiS-u”, uderzając w TVN. Osiem gwiazek w oryginalnym znaczeniu jest już passe, bo według niektórych oznacza poparcie dla PO (niby w jaki sposób? oba te ugrupowania można ***** bez konfliktu interesów). Katalizatorem tego nowego znaczenia stał się bulwersujący reportaż w sprawie skłotu Samowolka.
Nie ulega wątpliwości, że stacja TVN nadużyła w tym przypadku wolności mediów, narażając mieszkańców Samowolki na ataki i pośrednio umacniając patologię na rynku nieruchomości– dając przekaz, że ludzie bez domów, domy bez ludzi, to jak najbardziej OK, bo własność jest święta. Taki przekaz w prywatnej telewizji o amerykańskim kapitale niespecjalnie dziwi.
Dlaczego więc nie przyłączam się do radosnej leftbookowej mody ****nia TVN, a ośmiu gwiazdek używam zgodnie z tym, co one pierwotnie oznaczały?
TVN to początek. PiS jako partia o widocznie totalitarnych zapędach w pierwszej kolejności uderza w swoje największe zagrożenie- TVN. Patrzmy jednak szerzej- gdyby rządowi udało się tę stację zniszczyć, byłby to precedens pozwalający na likwidowanie kolejnych niezależnych mediów. Najpierw tych o wydźwięku liberalnym, bo na tej płaszczyźnie toczy się główny mainstreamowy spór, a potem, po kolei, wszystkie niesprzyjające rządowi tytuły szłyby pod nóż. Po jakimś czasie także te niszowe i lewicowe.
Tu nie chodzi o kapitał, chodzi o cenzurę. Jak wspomniałam, TVN jest to stacja amerykańska, utrzymywana ze środków prywatnych. Zdaniem wielu osób o lewicowych poglądach jest to argument, by tej stacji nie wspierać i nie oglądać. Moje poglądy również są antykapitalistyczne, więc jak najbardziej jestem w stanie to zrozumieć i nie łudzę się, że to, co powie TVN, będzie w pełni obiektywne. Nie będzie. Tak samo obiektywne nie będą media państwowe, poddane rządowej cenzurze. I jeśli przyjmiemy, że TVN służy zyskowi, a TVP partii rządzącej, możemy uznać to za filtr wobec wiadomości z obu tych źródeł, a mając wybór, możemy je ze sobą porównywać i dochodzić do prawdy- to, co jedno z tych mediów powie, drugie przemilczy i na odwrót. Pozostałych informacji można szukać choćby w internecie, ale trzeba wiedzieć, czego konkretnie szukać, dlatego można rzucić okiem na wiadomości zarówno z jednej, jak i z drugiej strony. Państwowa cenzura służy ukrywaniu niewygodnych dla władzy faktów.
TVP postąpiłaby tak samo. Wspomniana już oburzająca sprawa „Samowolki” również podważyła moje zaufanie wobec TVN i autor owego reportażu powinien ponieść konsekwencje. Naiwnością byłoby jednak sądzić, że TVP stanie w takiej sytuacji po stronie skłotersów. Zwłaszcza, gdyby okazało się, że pustostan należy do sympatyka PiS, a sędzia w tej sprawie również jest partyjny… Jak wspomniałam, jestem przeciwna binarnym antagonizmom „jak nie PiS to PO, jak nie TVN to TVP”, niemniej jednak głoszenie hasła „***** TVN” w tak spolaryzowanym społeczeństwie- i w sytuacji, gdy wolność słowa jest zagrożona- to woda na młyn PiSiorów.
TVN to nie monolit– odpowiedzialnością za ten oburzający reportaż należy obarczyć osobę, która to stworzyła, osoby, które to zatwierdziły i osoby, które puściły to na antenę. Jest to jednak duża telewizja i wiele spośród jej audycji jest wartościowych. Głoszenie hasła **** TVN jest… <patrz wyżej>.
Poziom telewizji. Last but not least, TVN mimo wszystkich wymienionych mankamentów trzyma jakiś poziom i da się to oglądać, z pewną nawet przyjemnością. Od nachalnej propagandy TVP puchną mi uszy, a jeszcze muszę za to płacić…
Jeśli jeszcze zastanawialiście się, czy w kraju nad Wisłą istnieją prześladowania polityczne, to chyba niezbyt dokładnie śledziliście, co się dzieje.
I wiecie co? Wcale mnie to nie dziwi. Po całym dniu pogoni za kasą i atakowaniu informacjami o Covidzie mało komu się chce jeszcze szukać informacji. Redakcja dowiedziała się o tej bulwersującej sprawie dopiero prawie po 24 h .
Ale przeczytajcie, bo to jest ważne
Aresztowany został Bartosz Kramek, współzałożyciel Open Dialogue Foundation / Fundacja Otwarty Dialog. Zarzuty ma tak absurdalne, że jeszcze brakuje zarzutu sadzenia brzozy w Smoleńsku. No bo czemu nie.
Johanna von Mischke
Chciałabym jeszcze zwrócić uwagę na co innego.Sprawa ta jest istotna również dla mnie osobiście, bo to właśnie Open Dialogue Foundation- za co jestem ogromnie wdzięczna- znacznie przyczyniła się do ujawnienia i pokazania szerszej publiczności uroczej buźki niejakiego pana Grędy. Policjanta Grędy, który jest tak oddany swojej pracy, że nawet po cywilnemu tłucze ludzi. Tego pana jeszcze pewnie będę miała przyjemność ujrzeć, bo…. wytoczył przeciwko mnie zarzuty. Artykuł 217 kk.Informuję, że żadne z nas nie da się zastraszyć. Możecie nas zgarniać, pałować, wlec po betonie, napierdalać gazem po oczach i ciągać po sądach. Możecie zwalczać niereżimową prasę, próbować dobrać się do dupy niezależnym dziennikarzom. Ale kiedyś będziecie tego żałować. Kiedyś was z tego rozliczymy.
OŚWIADCZENIE FUNDACJI OTWARTY DIALOG
POLSKIE WŁADZE ZWALCZAJĄ OBROŃCÓW PRAW CZŁOWIEKA: ABW ZATRZYMAŁO PRZEWODNICZĄCEGO RADY ODF BARTOSZA KRAMKA 23 czerwca 2021 r. o 11:00 Bartosz Kramek, Przewodniczący Rady Fundacji Otwarty Dialog, został zatrzymany przez funkcjonariuszy Delegatury ABW w Lublinie na polecenie Prokuratury Regionalnej w Lublinie. Po zatrzymaniu został on przewieziony z Warszawy do Lublina celem przedstawienia mu “zarzutów” i przesłuchania. Zarzuty kierowane pod adresem Bartosza Kramka i Fundacji są kuriozalne, bezpodstawne i stanowią przejaw politycznego zwalczania organizacji pozarządowych niewygodnych dla władzy. Domagamy się jego natychmiastowego uwolnienia. Z najnowszych uzyskanych przez nas informacji (stan na 19:00) wynika, że obrońca Bartosza Kramka spotkał się z nim dopiero wieczorem. Wiemy też, że Przewodniczący Rady ODF odmówił składania wyjaśnień i został zatrzymany. 24 czerwca o godz. 9:00 ma odbyć się kolejne spotkanie z prokuratorem i – z dużym prawdopodobieństwem – posiedzenie aresztowe. Dowiedzieliśmy się, że prokuratura dąży do zastosowania wobec przewodniczącego Rady ODF środka aresztu tymczasowego na okres 3 miesięcy. Co skandaliczne, informacje dotyczące “zarzutów” czerpiemy głównie z propagandowych mediów, które (tradycyjnie) jako pierwsze otrzymują informacje bezpośrednio od organów ścigania oraz z komunikatów publikowanych przez agendy rządowe. Mimo usilnych prób, od 2017 r. rząd Zjednoczonej Prawicy nie był w stanie udowodnić szeregu rzekomych przestępstw (od nieprawidłowego rozliczenia deklaracji podatkowej po organizację zamachu stanu) zarzucanych w licznych postępowaniach Fundacji lub osobom z nią związanych. Teraz obóz władzy chce desperacko powstrzymać ok. 20 pozwów, wytoczonych przez ODF przeciwko politykom PiS i wspierającym ich ośrodkom propagandowym oraz – zapewne – przykryć ostatnie afery (m.in. aferę mailową Dworczyka). Zatrzymanie przewodniczącego Rady ODF jest bezpodstawne i nielegalne. Swoim zachowaniem Bartosz Kramek nie dał cienia podstawy aby przypuszczać, że zamierza się ukrywać. Od początku 2021 r. nie było miesiąca, w którym nie spędziłby on przynajmniej tygodnia w Polsce. Regularnie brał udział w antyrządowych protestach i stawiał się na licznych rozprawach sądowych i przesłuchaniach dotyczących ODF, w tym także w okresie “lockdownu”. Dzień przed zatrzymaniem, 22 czerwca, Kramek przyleciał do Warszawy właśnie na kolejne rozprawy przeciwko Tomaszowi Sakiewiczowi (red. naczelnemu Gazety Polskiej) i Wojciechowi Biedroniowi (publicyście wPolityce.pl), będące częścią wspomnianych działań kontrofensywnych ODF przeciwko politykom obozu władzy i jego akolitom. Używanie aresztu wobec Bartosza Kramka jest kolejną formą presji obliczoną na wywołanie efektu mrożącego wobec społeczeństwa obywatelskiego. Działania rządu Zjednoczonej Prawicy przeciwko ODF przywodzą na myśl modus operandi systemów autokratycznych takich jak Białoruś, Rosja czy Kazachstan – gdzie, od momentu swojego powstania, ODF prowadzi swoją działalność na rzecz praw człowieka i demokracji. Model ten zmierza do zastraszenia krytyków władzy, zniszczenia ich reputacji i paraliżowania ich działań przy zachowaniu pozorów legalizmu.
Bartosz Kramek – Foto Fundacja Otwarty Dialog
W ciągu ostatnich kilku lat Fundacja niejednokrotnie publikowała sprostowania i odpierała zarzuty jakoby jeden z darczyńców Fundacji – firma Silk Road, należąca do Bartosza Kramka – “ukrywała środki w rajach podatkowych”, “prała brudne pieniądze” lub “miała związki z podejrzanymi biznesami”, co miało sugerować “przestępcze pochodzenie środków” ODF. Zarzuty wysuwane przez prokuraturę – w państwie PiS całkowicie podporządkowaną rządzącym – nie mają pokrycia w faktach i mają na celu zniszczyć dobre imię Fundacji i osób z nią związanych. Oświadczenie prokuratury wystosowane do dziennikarzy jest naszpikowane terminami mającymi budzić negatywne emocje u odbiorcy: raje podatkowe, Panama Papers, przestępcze dochody, wirtualne biura – choć, tak naprawdę, żadne z “oskarżeń” ABW nie odnosi się do jakiejkolwiek nielegalnej działalności (zob. więcej tutaj). Zarzuty stawiane Przewodniczącemu Rady ODF w komunikacie prokuratury mają typowo groteskowo dobro zmianowy charakter, wywracając logikę do góry nogami. Zazwyczaj podatnicy są oskarżani o nieuczciwe działania na szkodę polskiego fiskusa. Firmie Kramka zarzuca się z kolei wystawienie na rzecz zagranicznych firm faktur na usługi, które rzekomo nie zostały wykonane. Innymi słowy, polskie organy kwestionują przychody polskiej firmy płacącej od nich podatek dochodowy w Polsce. Prokuratura staje w obronie zagranicznych przedsiębiorców i państw, w których rozliczają oni swoje podatki, zarzucając polskiemu przedsiębiorcy nieuczciwe czy wręcz przestępcze działanie na ich szkodę i szkodę budżetów obcych państw. Ta ostatnia kwestia zresztą również brzmi absurdalnie, bo “państwa te to raje podatkowe”. Nie mniej kuriozalne jest to, że polskie władze zwróciły się w sprawie o pomoc prawną do władz Rosji. Ani ODF, ani firma kierowana przez Bartosza Kramka nie prowadziła żadnych interesów w Rosji. Naszą jedyną aktywnością w tym kraju jest konsekwentna obrona praw człowieka – jedna z podstawowych działalności fundacji. Żadne organy nie miały zastrzeżeń co do działalności Fundacji czy do podmiotów, osób z nią związanych… aż do 2017 r., kiedy to przedstawiciele ODF wystąpili z krytyką niekonstytucyjnych zmian w wymiarze
Bartosz Kramek i jego Żona Ludmiła
sprawiedliwości przeprowadzanych przez obóz rządzący skupiony wokół PiS. Od tego momentu znaleźliśmy się na celowniku władzy. Poza kampaniami dezinformacyjnymi, agendy rządowe i przedstawiciele partii rządzącej wytoczyli przeciwko ODF szereg postępowań. Do tej pory wszystkie rozstrzygnęliśmy na swoją korzyść. Kontrole skarbowe, czy postępowania prowadzone przez ABW od 2018 r., które trwają już kilka lat, były wielokrotnie przedłużane i zasadniczo nie rokują pozytywnie dla władz. Zostały też już dawno uznane za pozbawione racjonalnych przesłanek przez media takie jak Onet czy Super Express. W szczególności, działające z politycznych pobudek organy administracji rządowej – bazując na materiałach dostarczonych przez służby specjalne – kilkakrotnie przegrały z ODF w sądzie administracyjnym (ostatnim razem i po raz trzeci w tej samej sprawie w kwietniu 2021 r.). Strona rządowa nie była bowiem w stanie wykazać powodów dla odmowy udzielenia żonie Bartosza Kramka, Prezes Fundacji Lyudmyle Kozlovskiej, prawa pobytu w Polsce, czy uzasadnić innym państwom członkowskim powodów dla uhonorowania wpisania jej na czarną listę Systemu Informacyjnego Schengen (SIS). Warto podkreślić, że wpis ten został zignorowany przez rządy Niemiec, Francji, Belgii oraz Wielkiej Brytanii. Wobec niemożności udowodnienia ODF popełnienia przestępstwa, jak też zapewne chęci przykrycia ostatnich afer, organy państwa przedstawiają niepoparte dowodami (poza domysłami i spekulacjami) oskarżenia jako wynik śledztwa przeciwko organizacji pozarządowej znanej z ostrej krytyki rządzących. Naszym zdaniem, poprzez represje wobec ODF i Bartosza Kramka, władza testuje jak rozprawić się z demokratyczną opozycją i trzecim sektorem. Szczegółowe stanowisko – z odniesieniem się do konkretnych zarzutów prokuratury – przedstawimy po uzyskaniu dostępu do akt sprawy przez naszych obrońców. Do tej pory jesteśmy zmuszeni bazować na urzędowych komunikatach i relacjach mediów.
Sprawa Kramka obecnie
Sąd wydał nakaz aresztu dla Bartosza Kramka z Fundacji Otwarty Dialog do czasu wpłacenia kaucji 300 tys. zł. Według prokuratury ma on usłyszeć zarzuty poświadczenia nieprawdy dotyczącej usług na 5,3 mln zł. Zarówno żona Kramka, jak i sama fundacja odpierają zarzuty, nazywając je elementem „politycznego zwalczania organizacji pozarządowych niewygodnych dla władzy”. Przed posiedzeniem aresztowym Kramek i jego adwokaci dostali tylko 1,5 godziny na zapoznanie się z 40 tomami akt sprawy.
Trudno uwierzyć, że obiektywne rozpatrzenie 40 tomów sprawy jest możliwe w tak krótkim czasie. Taką właśnie liczbę materiałów nieustannie wykazują media kontrolowane przez PiS. Nie mamy na chwilę obecną dostępu do wszystkich materiałów sprawy i oczywiście jest to praktycznie niemożliwe dla prawników, aby przygotować się do obrony. Jest to naruszenie podstawowego prawa do dostępu do materiałów sprawy w celu obrony i obiektywnego procesu – skomentowała tak szybką decyzję w sprawie posiedzenia sądu Ludmiła Kozłowska.
Kiedy zapytaliśmy o ten krótki czas rozpatrzenia sprawy rzecznika Prokuratury Regionalnej w Lublinie Karola Blajerskiego, ten odpowiedział, że sąd miał czas na zapoznanie się z aktami od chwili złożenie przez prokuraturę wniosku o areszt aż do momentu wydania swojej decyzji , ale obrońcy Kramka nie mieli tego komfortu i możliwości zapoznania się z aktami sprawy.
[AKTUALIZACJA 20.06.2021 23:00] Zapowiadany protest odbędzie się w poniedziałek 21 czerwca o 15.30 pod Pałacem Mostowskich (Nowolipie 2, Komenda Stołeczna Policji).
Firma PHO (Polski Holding Ochrony), założona przez byłego naczelnika Centralnego Biura Śledczego, zalega z wypłatami. Jeśli do jutra pracownicy nie odzyskają swoich pieniędzy, związkowcy rozpoczną strajk w poniedziałek.
Jeśli ktoś jeszcze nie widzi, że ta branża przeżarta jest na wskroś różnorakimi patologiami, niech za dowód posłuży historia Moniki Jankowskiej oraz innych ochroniarzy, oszukanych przez PHO.
Batalia Moniki z PHO rozpoczęła się w 2019. W październiku na jej koncie nie pojawiła się wypłata, a firma Michalkiewicza uparcie nie odbierała telefonów. Monika zgłosiła się z tą sprawą do administracji budynku, w którym pracowała (Techfilm sp.z.o.o.), ale stamtąd również nie odbierali. Monika zapowiedziała strajk, jeśli firma nie odda zaległych pieniędzy, i tak też zrobiła. 3 grudnia 2019 o 15:00 zeszła z obiektu. Następnego dnia wraz ze współpracownikami, znajomymi z różnych obiektów, pojechała do biura firmy. Zauważył ich Skorecki, niedoszły burmistrz Wadowic , ale udawał, że wcale ich nie widzi. Inny członek zarządu zasugerował im, by, cytuję, „wypierdalali”. Ochroniarze wypierdalać nie chcieli i pod kierownictwem Moniki stworzyli Komisję Ochrony i Portierów OZZ „Inicjatywa Pracownicza”.
Po roku pracownicy na podstawie porozumienia otrzymali zaległe pieniądze, niektórzy nawet po kilkanaście tysięcy. Pieniądze te musiały posłużyć do spłaty długów, bo praktycznie każdy zmuszony był się zapożyczyć.
Historia wyżej wymienionej firmy oraz powiązanych z nią tworów sięga 2017 roku. Jej prezesem jest Sebastian Michalkiewicz- były naczelnik Centralnego Biura Śledczego. Jak to często z agencjami zatrudnienia bywa, zmieniają nazwy, dokonują fuzji i zatrudniają podwykonawców. Jednak czy pracujesz w PHO, czy w City Security, czy też w City Perfect Service, tak naprawdę robisz dla pana Michalkiewicza i jego kolesi. W zarządach spółek wciąż przewijają się nazwiska: Beniamin Krasicki, Bartosz Bednarczuk i Michał Skorecki. Ten ostatni swego czasu kandydował na… burmistrza Wadowic.
Michalczewski i spółka nie poszli jednak po rozum do głowy i dalej uprawiają haniebny proceder zalegania z wynagrodzeniami. Nie interesuje ich, że pieniędzy nie dostanie jedyny żywiciel rodziny lub starsza osoba, której głodowa emerytura nie wystarcza do przeżycia. Mylą się jednak sądząc, że są bezkarni.
Związkowcy zapowiadają, że jeżeli jutro (tj, piątek 18.06.2021) na ich kontach nie pojawią się zaległe wynagrodzenia, w poniedziałek przystępują do strajku.
A jakie są postulaty związkowców?
Odebranie koncesji nieuczciwym firmom
Terminowa wypłata wynagrodzeń
Ukrócenie patologii na rynku prac ochroniarskich (takich, jak oszukiwanie na stawkach godzinowych i składkach ZUS; tworzenie spółek-krzaków i spółek-córek w celu ukrycia nadużyć; samowolka w zakresie karania pracowników za drobne uchybienia)
Porządne, regularne kontrole w firmach ochroniarskich
Zatrudnianie na podstawie umowy o pracę zamiast tzw. umów śmieciowych (zlecenia, o dzieło, agencyjne).
Redakcja zachęca do wyrażenia wsparcia wobec strajkujących pracowników i gorąco kibicuje im w walce. O wszelkich nowych okolicznościach będziemy informować.
Wiem, że mamy rok 2021 i Euro 2020, a nie Euro 2016, ale głupawe żarciki o kobietach i piłce nożnej niestety w takich wypadkach są powtarzane często. Za często. Dzisiejszego meczu nie oglądałam, bo nie mam działającego telewizora, ale w internecie jest o tym sporo. Także w kontekście pandemicznym i społecznym. Pomyślałam więc, że przypomnę wam artykuł napisany dla „Młodych Dwudziestoletnich”. Nie robiłabym tego „przedruku”, gdyby nie to, że wyżej wymieniona strona już nie istnieje, więc ten artykuł fizycznie w internecie nie wisi. Ale w czeluściach mojego komputera, i owszem. Zdecydowałam się nic w nim nie zmieniać, bo gdybym miała poprawiać wszystkie szczegóły i korygować to, co dzisiaj napisałabym inaczej, to wyszedłby mi jakiś groch z kapustą.
Pragnę dodać, że dzisiaj Polska przegrała ze Słowacją, ale za to polskie piłkarki wygrały z Czechami 5:0. O tym jakoś tak głośno nie jest. Ciekawe, dlaczego.
A oto obiecany tekst napisany na Mistrzostwa Europy 2016.
Euro a seksizm
Tak, przyznaję-lubię czasami obejrzeć Demoty. Niekiedy nawet przeglądam facebooka. Śmieszą mnie niektóre memy o poziomie polskiej piłki nożnej czy o składzie naszej reprezentacji, jednak żarty z Euro, niestety, nie ograniczają się tylko do „Waka waka euro sraka” czy odkodowywania Polsatu. Nie! Niektórzy panowie (zakładam, że nie panie) uważają rozgrywki piłkarskie za idealną okazję, aby pokazać swą wyższość i dominację testosteronu nad estrogenami. W końcu taka wspaniała zabawa, jak wojenka, ich ominęła, jakoś muszą podbudować swoje męskie ego. A weź się przyznaj, chłopie, że Euro masz gdzieś-uznają cię za wariata i „babę”.
Kobiety żartują z mężczyzn, mężczyźni z kobiet i jest to w pewnym sensie normalne. Jednak w okresie Euro częściej to kobiety stają się „bohaterkami” memów, dowcipów i anegdot. I nie są one ani niewinne, ani zabawne. Raczej mocno seksistowskie.
Jeszcze przed rozpoczęciem rozgrywek dojrzałam na popularnym portalu społecznościowym wielokrotnie udostępnianą instrukcję tego „jak powinna się zachować żona w trakcie Euro”. Były na niej takie punkty jak podawanie obiadów w przerwie między meczami, zrobienie miejsca w lodówce na zimne piwko dla mężusia, i pozwolenie („POZWOLENIE”!!!) na nielimitowane wyjścia do koleżanek i do mamusi i zakaz poruszania się pomiędzy kanapą a telewizorem.
I tak kilkanaście razy.
Gdyby te szowinistyczne brednie udostępniła jedna, dwie osoby, a reszta by na to nie reagowała, nie byłoby to jeszcze niepokojące. Ale ludzie to udostępniali i temu przyklaskiwali, ktoś wpuścił to na stronę główną Demotywatorów! Kobiety nie mogą lubić i oglądać sportu? Czy dopiero jak gary zmyją? I po tym, jak mąż łaskawie pozwoli się obsłużyć? Co prawda sama nie jestem jakąś wielką fanką „skórokopów”, interesuję się tym w kontekście meczu otwarcia, meczu o wszystko i meczu o honor (chociaż nasze wyniki z Niemcami i z Irlandią wskazują na odwrócenie się tej tendencji), ale to wcale nie znaczy, że nie ma kobiet, które lubią piłkę! Wystarczy spojrzeć na trybuny.
I oczywiście wciąż odgrywanym żartem jest spalony. Poczynając od łopatologicznych instrukcji, na czym on dokładnie polega (oczywiście, instrukcje adresowane są do kobiet!), po „kobiece wersje spalonego”. Zdaniem niektórych, kobiet może dotyczyć jedynie spalony obiad. Nic nie szkodzi-mąż będzie tak zaaferowany meczem, że nic nie zauważy, jeżeli tylko podstawisz mu ten obiad pod nos.
Ktoś może powiedzieć, że to tylko niewinne przepychanki płci i że nie znam się na żartach. Otóż nie-tu chodzi o coś więcej, niż różne poziomy poczucia humoru. Tu chodzi o powielanie niesprawiedliwych schematów.
Tego rodzaju żarty pozycjonują zarówno kobiety, jak i mężczyzn-w równym stopniu krzywdzą obie płcie. Facet staje się tępym kibolem, dla którego liczy się tylko piwo i który nie potrafi sam sobie zrobić obiadu, a czas urozmaica sobie głośnym stwierdzaniem faktu, że „Pooolska” to „białooo-czerwoniii”. Kobieta-ozdobą, dodatkiem do meczu i potrzebnym, acz niekiedy kłopotliwym wyposażeniem domu.
Euro z jednej strony łączy nas w kibicowaniu Polsce, a z drugiej staje się świętem powielania stereotypów.
Na koniec chciałabym życzyć wszystkim dziewczynom i chłopakom miłego oglądania dzisiejszego meczu z Ukrainą i wspólnego, radosnego kibicowania, bez wysyłania się nawzajem po piwo i durnych komentarzy o spalonym.
Aha, jeszcze jedno, niezwiązane już z Euro. Serdecznie dziękuję wszystkim, którzy pomagali mi nagłośnić sprawę policjanta Krzysztofa G. W szczególności dziękuję towarzyszom: redaktorowi Andrzejowi Woszczyńskiemu, Kacprowi Sulowskiemu, Krzysztofowi Boczkowi i Dariuszowi Włodarczykowi, którzy zainspirowani moim pisanym z czystej wściekłości artykułem, puścili skandaliczną treść dalej w świat. Uprzejmie informuję, że sprawa bynajmniej się nie zakończyła i nie spocznę, dopóki Krzysztof G. nie poniesie opowiedzialności za swoje czyny.
Osiemnastego maja uczestnicy niewielkiego tęczowego spaceru po Krakowskim Przedmieściu zostali opluci i znieważeni przez rowerzystę. Zajście sfilmowała Telewizja Obywatelska. W toku postępowania okazało się, że agresorem był… policjant w cywilu.
Niewielka grupa osób uczestniczących w manifestacji podążała spod kościoła św. Krzyża w kierunku Starego Miasta. Za nami podążał reporter Telewizji Obywatelskiej, a za nim policja. Po chodniku jechało też na rowerach dwóch mężczyzn, których widać na zamieszczonych zdjęciach. Zaczęli pluć na osoby uczestniczące w spacerze, zwłaszcza ten w czerwonym był agresywny. Widać liczył na to, że nikt nie odpowie mu kontratakiem, ale nie ze mną te numery- jak faszysta na mnie pluje, to nie będę mówić, że deszcz pada… Doszło do fizycznej konfrontacji.
Obrona pokojowych demonstrantów przed napastnikami. Babcia Kasia odepchnięta przez agresora w czarnej bluzie upada na chodnik
Jedna z uczestniczek zgromadzenia, a dokładniej Babcia Kasia, została popchnięta i upadła. Niestety w wyniku- jak wówczas myślałam- pomyłki, policja zatrzymała niewłaściwą osobę, a sprawcy odjechali swobodnie. Teraz widać, że prawdopodobnie cała akcja została zaplanowana. A skąd to wiem? Czytajcie dalej!
Ja i trzy inne osoby chcieliśmy złożyć zeznania na komendzie na Wilczej. Część pojechała autobusem, a ci, którzy jeszcze byli legitymowani, poszli na piechotę. Pod kościołem czekał zamaskowany „miły pan”, nagrywający nas komórką.
-Dobrze się bawicie?
-Świetnie.
-Będziemy na was czekać pod skłotem.
Była to ewidentna groźba, widać było na pierwszy rzut oka, że miły pan jest jednym z członków tzw. Straży Narodowej, ale przesłuchująca mnie policjantka wcale nie uznała tego za groźbę.
Czekając na swoją kolej składania zeznań obejrzałam film z całej akcji, z którego wynikało, że zatrzymany i wylegitymowany mężczyzna tak naprawdę nas bronił, jednak w ferworze walki pomyliliśmy go z napastnikiem w czarnej bluzie (podobny wzrost, postura, kolor ubrania). Tym bardziej chciałam zeznawać, żeby zrehabilitować naszego obrońcę, niesłusznie zatrzymanego. Dość długo to trwało, wyszłam z komisariatu na Wilczej o 23.30. Padał deszcz, było późno, żaden naziolek już na nas nie czatował. I na tym historia mogłaby się zakończyć, gdyby nie pismo, które dzisiaj otrzymałam.
Prokuratura odmówiła wszczęcia postępowania
Dokładnie dzisiaj dostałam polecony, a w nim trzy strony postanowienia. Zdaniem prokuratury, nie ma interesu społecznego w ściganiu sprawców. Tak, dobrze czytacie- jawnie homofobiczny atak połączony z naruszaniem nietykalności cielesnej (plucie! podczas, gdy teoretycznie jeszcze mamy pandemię!) nie będzie ścigany z urzędu. Tylko z oskarżenia prywatnego. Owo oskarżenie prywatne wniósł…. agresor. I to z tego samego paragrafu.
Prawdę mówiąc, nawet mnie to nie zdziwiło, jednak czytałam dalej, a tam, pod sam koniec owego prawniczego bełkotu, czekała na mnie niespodzianka.
Jan G., syn policjanta Krzysztofa G., uznał osoby uczestniczące w demonstracji za winne naruszenia nietykalności cielesnej. Liczymy na to, że panowie G. się na tym przejadą, gdyż z filmu jawnie wynika, że to G. byli sprawcami ataku. A ponieważ policja nie jest i nie powinna być bezkarna, jeszcze dzisiaj do rzecznika tej skompromitowanej instytucji wystosuję odpowiednie pismo.
Polska policjo! Wstyd! Liczę na to, że Krzysztof G. zostanie dyscyplinarnie ukarany, choć to płonna nadzieja. Już od dawna wiadomo, że policja nie służy obywatelom, tylko politykom, burżujom i faszystom.
Redakcja będzie się przyglądać rozwojowi tej sprawy, i bez zwłoki informować o efektach w tej sprawie.
Osiedle dla bezdzietnych jeszcze nie powstało, a już wzbudza niemałe kontrowersje. Projekt zakłada niewielkie domki na wynajem dla par i singli.
Projekt kontrowersyjnego osiedla dla par i singli
Śląski inwestor Ekotektura ogłosił, że na Śląsku powstanie eksperymentalne, bezprecedensowe osiedle, wyróżniające się tym, że zamieszkać na nim będą mogły jedynie osoby dorosłe. Co więcej, domki w zamyśle przeznaczono do wynajęcia, nie zaś na własność. Dzięki temu ci, którym zmienią się plany prokreacyjne, będą mogli wypowiedzieć umowę najmu i przenieść się gdzie indziej. Proste to jest w teorii, gdyż jak wygląda sytuacja mieszkaniowa w Polsce- doskonale wiemy, i jak postrzegane są miejsca bez dzieci- też wiemy. A kto nie wie, zapraszam poniżej.
Oburzeni, czyli argumenty przeciw
O osiedlu dla bezdzietnych pewnie bym się nawet i nie dowiedziała, gdybym nie była w facebookowych lewicowych grupkach. Jestem też w kilku grupach dla BzW (bezdzietnych z wyboru). I wbrew temu, co niektórzy mogliby sądzić- te dwa środowiska zazębiają się w bardzo niewielkim stopniu.
Weźmy na warsztat pierwsze lepsze komentarze z tzw. leftbooka. Co łagodniejsi komentujący napomkną o i tak kiepskiej sytuacji na rynku mieszkaniowym (z czym nie ma nawet co polemizować) oraz o niepokojącej tendencji do odgradzania się od innych, dzieleniu przestrzeni i zawłaszczaniu mieszkalnictwa przez deweloperów (tu mogę się podpisać wszystkimi kończynami). Niektórzy twierdzą, że tworzenie takiego osiedla to jawna dyskryminacja. Tutaj, przyznam szczerze, mam mieszane uczucia, bo kto jest podmiotem dyskryminowanym? Nieletni? Oni i tak nie mogliby wynająć mieszkania, bo nie mają zdolności do czynności prawnych. Rodzice? Ależ oni mogą tam zamieszkać, tyle, że sami- dajmy na to, gdy dzieci są już odchowane, a oni sami na emeryturze. Rodziny? Pozwolę sobie przytoczyć pierwszą z brzegu definicję dyskryminacji. Jak podaje Wikipedia:
Dyskryminacja (łac. discriminatio – rozróżnianie) – forma nieuzasadnionej marginalizacji (wykluczenia społecznego), objawiająca się poprzez traktowanie danej osoby mniej przychylnie, niż innej w porównywalnej sytuacji ze względu na jakąś cechę, np. okres rozwojowy, niepełnosprawność, orientację seksualną, płeć, wyznawaną religię, światopogląd, narodowość lub rasę.
Ciężko w świetle tej definicji mówić, by rodzina sama w sobie stanowiła podmiot dyskryminacji. Jest to grupa jednostek powiązanych prawnie i/lub emocjonalnie, i/lub biologicznie. Nie ma tu cechy, która mogłaby stanowić przyczynę dyskryminacji. W definicji pojawia się także okres rozwojowy, ale i tutaj możemy to interpretować bardzo różnie. Nikt chyba nie zaprzeczy, że dzieci powinny mieć prawo do godnego traktowania, do opieki, nauki, nietykalności cielesnej, wyrażania własnego zdania, kontaktów z rodziną. Jednocześnie ze względu na niedojrzałość nie mogą one robić niektórych rzeczy, które robią dorośli i również ciężko to nazwać dyskryminacją. Oczywiście prawo nie jest doskonałe i przekroczenie magicznej granicy osiemnastu lat nie znaczy, że z automatu stajemy się dojrzalszymi, rozsądniejszymi i w ogóle innymi ludźmi, niż byliśmy jeszcze wczoraj.
Dodam, że wśród cech podlegających dyskryminacji znajduje się też… światopogląd. Niektórzy twierdzą, że decyzje prokreacyjne są decyzjami „lifestylowymi” i że to bezdzietni są dyskryminowaną mniejszością. Do tego odniosę się później.
Argumenty „za”
Planowane osiedle jest mocno kontrowersyjne, lecz ma również swoich zwolenników. Co więcej, niektórzy bezdzietni jeszcze kilka lat temu mówili o tym, jak chętnie by zamieszkali na takim osiedlu, gdyby tylko powstało. Nadmienię, że w tym artykule mówiąc o bezdzietnych mam na myśli nie tyle osoby niemające dzieci, co ludzi, którym z rodzicielstwem nie jest po drodze i czują się członkami społeczności BzW.
Pozwolę sobie przytoczyć wypowiedź Leny z facebookowej grupy „Bezdzietni z Wyboru- bez cenzury”. Zacytuję szersze fragmenty nie dlatego, że nie chce mi się pisać , lecz dlatego, że są one odpowiedzią na główny nurt dyskusji o tym osiedlu. Wpis jest dość mocny i pełen nieparlamentarnych określeń, wstawiam go za zgodą autorki. Lena pisała już w roku 2018:
„Była taka spokojna, zawsze mówiła dzień dobry, zakupy pomagała nosić. Ale pewnego dnia, wkurwiona po trzech latach wysłuchiwania kwiku gó*niaków pod swoim balkonem, zrzuciła napalm ze swojego czwartego piętra, na znajdującą się poniżej piaskownicę. Opętany ryk dogorywających purchląt i ich madek rozległ się po całym osiedlu. „A mogli po prostu chodzić pod inny blok i inne okna” – pomyślała.
Nie, nie jestem psychopatką, ale do takiego właśnie stanu doprowadziło mnie mieszkanie na pewnym ”ekskluzywnym” osiedlu, gdzie pan architekt od zagospodarowania terenu postanowił umieścić piaskownicę i huśtawkę tuż pod oknami zwykłych, biednych, niczego winnych ludzi.
Na szczęście dla siebie i swoich zmaltretowanych nerwów od tygodnia mieszkam już gdzie indziej, gdzie nie ma szans na żaden plac zabaw, a bachory póki co na szczęście słychać sporadycznie.
I stąd moje marzenie, aby powstały osiedla dla bezdzietnych. Biorąc pod uwagę to, że dziecioroby mogą sobie mieszkać wszędzie i niemal wszystkie miejsca skażać swoją i swych bachorów obecnością, to my – bezdzietni jesteśmy DYSKRYMINOWANI.
Wkur*** to, że człowiek robi wszystko, by nie zaznać tego ”błogosławieństwa i cudu”, jakim jest rodzicielstwo – nie uprawia nieodpowiedzialnego seksu, myśli o tym co i jak robi, poświęca nader przyjemny aspekt swojego życia jakim jest swobodny seks bez żadnych gumek i tabletek i co? I tak musi brać udział w cudzym rodzicielstwie! Bo za ścianą płacze ząbkujący ”bąbelek fąfelek”, bo pod oknem drą ryja ledwo odrosłe od ziemi gówniaki wszystkich matek z osiedla, bo dwie pie*dolnięte dziewczynki w wieku lat trzech usiadły naprzeciwko siebie i piszczą do siebie nawzajem, a matka dumna stoi obok i nie reaguje.
Dodam, że czasami człowiek naprawdę nie ma wpływu na to, gdzie mieszka, czasem wynajmuje się tam, gdzie można i gdzie człowieka stać. W tymże naszym wspaniałym kraju niewielki odsetek osób stać na własny dom, otoczony dwumetrowym płotem na jakimś zadupiu z dala od takich chorych akcji.
Dlatego jak przy próbie zwrócenia uwagi takiej matce, by uciszyła swoje dziecko słyszę: „Nie podoba się, to się proszę wyprowadzić” mam ochotę:
1. Wyj*bać jej z liścia, aż się nogami nakryje
2. Powiedzieć: „Tak? Ja bardzo chętnie się wyprowadzę. Złożysz mi się na przeprowadzkę i domek jednorodzinny?”
Bo serio – ja nie czerpię żadnej przyjemności z mieszkania w sąsiedztwie dzieciorobów, to nie jest dla mnie jakaś przyjemność i wyróżnienie, tylko katorga.
Ale wspomnij coś o osiedlu dla bezdzietnych, gdzie faktycznie bezdzietni i dzietni nie przeszkadzaliby sobie i zapadła by pełna komitywa i zrozumienie, zgoda i empatia – to od razu ból dupy, że: „CO?! JA NIE MOGIE ZE SWOIM DZIECIACZKIEM KOCHANYM MIESZKAĆ TUTAJ?!”
Zdecydowałam się na przytoczenie tych zdań, gdyż podobnych argumentów używają… przeciwnicy tego osiedla. Tak, przeciwnicy mówią właśnie, że jest to dyskryminacja (o czym wspomniałam powyżej) oraz negują argumenty typu „przecież rodzice z dziećmi mogą mieszkać gdzie indziej”. Sytuacja, jak wynika z słów Leny, jest odwrotna- to „dzietni” mogą mieszkać praktycznie wszędzie, zaś osoby BzW nie mają swojej „safe space” i są skazani na bierne uczestnictwo w cudzym rodzicielstwie. Warto zauważyć, że Lena użyła również argumentów socjalnych, mianowicie, że nie każdego stać na własny dom i nie mamy do końca wpływu na swoje miejsce zamieszkania, gdyż ogranicza nas sytuacja finansowa. I to nie Lena napisała to w odpowiedzi na oburzenie z powodu tego osiedla. Ona ten pomysł wyprzedziła. Widać więc, że zapotrzebowanie jest.
Co więcej, jeżeli ktoś decyduje się mieszkać na osiedlu dla bezdzietnych, to raczej nie po to, by za chwilę zajść w ciążę. Byłoby to działanie pozbawione sensu. To tak jakbym ja na siłę chciała wprowadzić się na osiedle dla katolików, a potem oburzała się, że ktoś mi pod oknem psalmy śpiewa. Co więcej, to miejsce dopiero powstaje, nikt rodziców z dziećmi nie zamyka w gettach, nie ogranicza swobody poruszania ani nie wyrzuca z dotychczasowych mieszkań tylko ze względu na posiadanie dzieci. Porównania do apartheidu czy „nur fur Deutsche” są mocno naciągane. Potrzeby osób BzW nie powinny być traktowane jako mniej ważne od potrzeb osób z dziećmi.
No i jeszcze trzeba dodać, bo nie każdy zdaje sobie z tego sprawę, że osoby potencjalnie chętne do zamieszkania na osiedlu BzW to niekoniecznie zblazowani lambadziarze, którym płacz dziecka przeszkadza w upajaniu się własną zajebistością. To mogą być ludzie cierpiący na mizofonię. Ludzie w spektrum autyzmu, z nadwrażliwością dźwiękową. Osoby posiadające różnorakie traumy związane z dziećmi. Kobiety z tokofobią lub po poronieniach. Robotnicy z nocnej zmiany, którym dziecięce płacze przeszkadzają w odsypianiu. I tak dalej. Przykłady można mnożyć. Ale co z tego, skoro przenajsprawiedliwszy leftbook i tak zmiesza zwolenników osiedla z błotem i przyklei im łatkę ejdżysty, klasisty, seksisty, rasisty i cyklisty. A ty po prostu chcesz mieszkać w miejscu bez dzieci. Znajdzie się też pewnie jakiś „życzliwy”, doradzający ci terapię, by dzieci i ich jęki przestały działać ci na nerwy. Po pierwsze- wiadomo, jak jest z dostępnością pomocy psychologicznej w naszym pięknym kraju. Po drugie- nawet, gdyby terapia była dostępna, to nie zawsze odniesie pożądany skutek, a jeśliby odniosła, to wymaga czasu, a do tej pory trzeba gdzieś mieszkać. No i po trzecie, kojarzy mi się to z retoryką „zmień pracę, weź kredyt”.
ciekawostka- komentujący wspominają, że takie osiedla istnieją w wielu państwach Zachodu. Oczywiście tam sytuacja mieszkaniowa ogółem jest inna niż w Polsce, gdzie króluje patodeweloperka, ale skoro takie rozwiązanie funkcjonuje, to może ma ono swój sens?
Jestem zdecydowanie przeciwna grodzonym osiedlom i gdy widzę szlabany, płoty, kamery i zasieki, kojarzy mi się to z więzieniem. Jednak osiedle nieogrodzone, ale przeznaczone dla konkretnej grupy odbiorców, ma swoje zalety. Choćby to, że bezdzietni i dzietni przestaną się nawzajem wkurwiać. Nie, homogeniczność tkanki miejskiej nie jest dobra, przyznaję. Jednak osiedle, o którym mowa, nie jest osiedlem grodzonym. Są to po prostu małe domki dla par i singli. Nie, homogeniczność tkanki miejskiej nie jest niczym dobrym. Jednak lepsze są domki bez dzieci niż grodzone osiedle przeznaczone dla par, singli, rodzin i seniorów, pod warunkiem, że mają pieniądze. TO jest dzielenie przestrzeni, a nie jakieś tam eksperymentalne, niewielkie osiedle.
Komu przeszkadzają bezdzietni i skąd te kontrowersje?
Nie da się ukryć, że nasze społeczeństwo jest, przynajmniej w teorii, bardzo prorodzinne. Antynatalistów krytykuje zarówno lewa, jak i prawa strona. Deklaracja bezdzietności witana jest zazwyczaj zaskoczeniem, politowaniem lub oburzeniem. Jak państwo polskie dba o dzieci, gdy się już urodzą, wiemy- masz rodzić, a potem sobie jakoś radź. 500+ może pomogło niektórym rodzinom, ale chyba nikt rozsądny nie spodziewałby się, że podniesie ono dzietność.
Myśląc o tej sprawie doszłam do wniosku, że zadeklarowani BzW są drzazgą w oku kapitalistów. Osoba posiadająca rodzinę będzie się starała ją utrzymać i nawet pogarszające się warunki pracy nie skłonią tej osoby do rezygnacji- w końcu dzieci coś jeść muszą. Rodzice obłożeni obowiązkami mają siłą rzeczy mniej czasu na działalność. Przyzakładowe przedszkola nie istnieją, a w publicznych brakuje miejsc, więc pracownik mający dzieci chętniej weźmie nadgodziny, by na to prywatne zarobić. Oczywiście ten medal ma dwie strony, bo są tak zwane „maDki i ojDZe”, którzy nie pracują i kombinują, ale wtedy to już jest problem państwa, a nie konkretnego zatrudniciela. Faktem jest też, że i bezdzietni mają pewne niedogodności, np. jeśli chodzi o udzielenie urlopu latem- chętniej udzielą go osobie z dziećmi, żeby i tak nie latała co chwila na zwolnienie, by się zająć „bombelkiem”, ale znowuż jest to niedogodność dotykająca bezdzietnego, a nie zatrudniającego. Choć, żeby było bardziej paradoksalnie, kapitalizm do rozrodu jednocześnie zniechęca, bo coraz mniej osób stać na założenie rodziny. Mnie, na przykład, nie byłoby teraz stać, nawet, gdybym zechciała.
Co warto dodać, posiadanie dziecka napędza konsumpcję. Wózki, pieluchy, książeczki, prywatne przedszkola (bo w publicznych miejsc brak), konieczność kupna samochodu lub wymiany na większy (komunikacja zbiorowa niedomaga, a z dzieckiem to jest jeszcze bardziej dokuczliwe), potrzeba wynajęcia osoby do opieki (długie godziny pracy uniemożliwiają odbiór dziecka na czas z przedszkola). Kiedy dziecko pójdzie już do szkoły, nie jest lepiej. Teoretycznie mamy darmową edukację, w praktyce kiedy ja chodziłam do szkoły, podręczniki zmieniało się co rok, bo ktoś w Ministerstwie Edukacji majstrował przy podstawie programowej i trzeba było płacić za nowe komplety. Do tego, rzecz jasna, materiały na plastykę i technikę, stroje na WF i inne tego typu „drobiazgi”, które po zsumowaniu mogą dać całkiem pokaźną kwotę. A weź jeszcze do tego przekrocz jakiś limit zarobków i nie dostań dofinansowania. Polska szkoła znakomicie pogłębia i utrwala nierówności, zamiast je niwelować, a co gorsza bywają nauczyciele, którzy wstawiają pały za brak podręczników, wymagają nowego kompletu kredek na plastykę i żądają określonego koloru koszulki na WF. Jednak polska szkoła to temat rzeka, który jeszcze na pewno poruszę.
Zastanawiam się, dlaczego akurat to konkretne osiedle wzbudziło tak żywą dyskusję. Powstające w Łomiankach osiedle dla katolików wywołuje najczęściej śmiech i politowanie i założę się, że podobnie byłoby z każdym innym, przeznaczonym dla określonej grupy. Zawsze, kiedy pojawiają się miejsca bez dzieci, wywołuje to duże kontrowersje.
Znając życie, część osób czytających ten artykuł już teraz zechce ode mnie jednoznacznej odpowiedzi, czy tego typu osiedle popieram, czy potępiam. Odpowiedzi takiej nie dostaniecie. Początkowa moja reakcja była zdecydowanie na tak: „Oooo, jak super, osiedle bez wózków na klatce schodowej, dzieciaków krzyczących pod blokiem i niemowlęcego płaczu!”. Przyznam też, że chętnie wbijałam kij w mrowisko wszystkim oburzonym „internetowym wojownikom sprawiedliwości”, bo sama jako osoba BzW czuję się niekiedy zepchnięta na bok. Nie oznacza to jednak, że nie dostrzegam zagrożeń wynikających z dzielenia przestrzeni.